Politechnika Warszawska. Wydział Mechaniczny. (1922 - 1939) cz.V

poprzednia strona - część IV 

Większość profesorów rozwiązywała to w sposób następujący: Jeżeli miało się zaliczone ćwiczenia i choćby zielone pojęcie o przedmiocie, otrzymywało się ocenę dostateczną. Dawało to możność zachowania legitymacji szkolnej. Jeżeli zdający wykazywał niezłą orientację w przedmiocie, dowiadywał się na ogół, (choć w bardzo różnej formie), że jest dobrze przygotowany i wobec tego otrzyma pytanie takie, jakie przed wojną zadawano na Politechnice. Ot tak z ciekawości i dla zabawy. W przypadku pozytywnej odpowiedzi zdający najczęściej otrzymywał jeszcze dalsze pytania, a profesor oprócz oceny w liście egzaminacyjnej zapisywał sobie coś jeszcze w swym notatniku. Niemal wszystkie te notatki ocalały i po wojnie na ich podstawie zaliczano bez zastrzeżeń poszczególne przedmioty.
W moim indeksie (powojennym) połowa egzaminów (niemal wszystkie z pierwszych dwóch lat i kilka z trzeciego roku) jest zaliczona właśnie na podstawie zapisów okupacyjnych, szczęśliwie ocalałych u poszczególnych profesorów. (…) Myślę, że na sumienne traktowanie nauki wpływał fakt, że dobrze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że zyskaliśmy wyjątkową w skali kraju szansę legalnej nauki i to pod kierunkiem najlepszych polskich profesorów. Szansę tę doceniali także nasi przełożeni z konspiracji. Obowiązywał nas absolutny zakaz przynoszenia na teren uczelni broni, bibuły i tym podobnych zakazanych rzeczy. Mieliśmy obowiązek być absolutnie „czyści”. Jednocześnie jednak, o czym dowiedzieliśmy się w wiele lat po wojnie, laboratoria Politechniki wykorzystywano m.in. do przeprowadzania analiz technicznych nowego niemieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Do tego rodzaju prac, prowadzonych na zlecenie Komendy Głównej AK, dopuszczeni byli niektórzy profesorowie, np. prof. Groszkowski, który analizował elementy rakiety V-2 na wiele miesięcy wcześniej niż świat dowiedział się o jej istnieniu. O podejściu władz konspiracyjnych do naszej nauki świadczy m.in. dostosowywanie terminów poszczególnych szkoleń i zbiórek do zajęć na PWST. Nie oznacza to, że szkoła miała priorytet przed konspiracją. Jednak w tych przypadkach, gdy było to możliwe, starano się nie przeszkadzać nam w nauce. (…)”(Bernhardt …, 2017, [online]).

„Wybrany w 1938 r. na prorektora PW prof. Stefan Straszewicz jak inni na początku września 1939 r., stosując się do apelu władz skierowanego do ludności, opuścił Warszawę i udał się z żoną i córką do Wilna, gdzie przebywał do jesieni 1942 r., pracując, jako tymczasowy zastępca młodszego nauczyciela matematyki w liceum technicznym (do 1939 r. Państwowa Szkoła Techniczna w Wilnie im. Marszałka Józefa Piłsudskiego). Prowadził także zajęcia na tajnych kompletach. Po wejściu Niemców do Wilna, Straszewicz otrzymał od Alberta Guettingera, dyrektora PWST, urzędowe pismo wzywające go do powrotu do Warszawy i objęcia wykładów z matematyki. Jesienią 1942 r. powrócił, więc do Warszawy i rozpoczął zajęcia z matematyki na Kursach Rysunku Z. Jagodzińskiego oraz w PWST, gdzie program matematyki, zresztą jak i innych przedmiotów, musiał być w porównaniu z politechnicznym znacznie ograniczony. Straszewicz starał się utrzymać wykłady na poziomie wyższym, umożliwiały to rzadkie kontrole niemieckie. Tylko raz na wykład przyszło „[…] dwóch nieznanych mi Niemców, akurat, gdy omawiałem – wspominał S. Straszewicz – tematy wyraźnie wykraczające poza program. Udało mi się to zamaskować, gdyż zamiast wykładać, wezwałem do tablicy jednego ze studentów i dałem mu jakieś łatwe zadanie, które pomału rozwiązał. Niemcu posłuchali i poszli sobie nic nie mówiąc”.(…) Jednocześnie prowadził wykłady na tajnych kompletach politechnicznych i uniwersyteckich. Czesław Krzywicki, student PWST, tak wspominał te komplety: „Niektórzy profesorowie, na przykład  S. Straszewicz, urządzali komplety na mieście. Brałem udział w takim komplecie. Zajęcia odbywały się na Filtrowej u kolegi Michała Wasilewskiego. Było nas pięciu, oprócz Wasilewskiego pamiętam jeszcze jednego kolegę – Biela. Zajęcia odbywały się 3 razy w tygodniu po 2 godziny przez pół roku. Umówieni byliśmy, że nie wolno nam przychodzić równocześnie, ale co 5-6 minut. Wychodziliśmy w podobny sposób, żeby nie zwracać na siebie uwagi. (z innych wspomnień: „…Na stole zawsze leżały rozłożone jak do bridge’a karty.”). Płaciliśmy prof. Straszewiczowi za komplety, ale to rzeczywiście była minimalna zapłata. Zmusiliśmy profesora, żeby ją przyjął, gdyż dowiedzieliśmy się, że profesor miał bardzo trudną sytuację finansową, oświadczając, iż w przeciwnym przypadku będziemy zmuszeni zrezygnować z tych zajęć. Prof. Straszewicz dając nam karteczki ze zdanych egzaminów powiedział, że zna nas tak dobrze, że na pamięć wpisze nam oceny po wojnie. Na wszelki wypadek jednak, gdyby zginął, dał nam te karteczki”. Zdzisław Łopatek, inny uczestnik tego kompletu, uzupełnił tę relację: „Ważnym momentem było zakończenie kursu. Odbył się egzamin końcowy, w wyniku, którego wszyscy zaliczali przedmiot, a każdy z nas otrzymał zaświadczenie antydatowane z sierpnia 1939 r. o zdaniu egzaminu” (Piłatowicz J, 2001, s.163).

„Od samego początku studenci i wykładowcy byli zaangażowani w działalność konspiracyjną. W ramach tej aktywności dyplomy inżynierskie uzyskało dodatkowo 186 studentów. Wybuch Powstania Warszawskiego zakończył istnienie PWST” (Księga…, 2015, s.11).